Sonia

Hrabianka
Sonia
Płeć: kotka-kastratka
Kolor: n 02, czarno-biała
Data ur: 00.00.0000
Matka: kotka domowa, która wymknęła się na chwilkę
Ojciec: musiał być bardzo przystojny
Hodowca: Matka Natura w okolicach Torunia
W wielkim skrócie

Sonia – mój pierwszy kot, który przypadkowo trafił pod mój dach, bez instrukcji obsługi. Pojechałam na rodzinną uroczystość, podczas której moja chrześnica postanowiła przekonać mnie, że mały kotek to jest to, czego mi w życiu potrzeba. No cóż, musiała być przekonywująca, a ja chyba niezbyt mocno się opierałam i tak pewnej majowej niedzieli 2001 roku wróciłam do domu z małym kotkiem. Kompletnie nie wiedziałam, co robić i jak się takim stworzeniem opiekować… Dość powiedzieć, że po tygodniu to maleństwo zawładnęło moim dość zwariowanym życiem.

Moja ówczesna praca wymagała regularnych wyjazdów, a ponieważ Sonia uwielbiała podróżowanie, zjeździła ze mną całą Polskę. Spała w najlepszych hotelach, jadała frykasy, była maskotką zespołu rajdowego, kilka razy pomogła mi wymigać się od zapłacenia mandatu (mam nadzieję, że po 10 latach tego typu „przestępstwa” się przedawniają), gdyż mały kotek w rękach kobiety to broń, której niewielu mogło się oprzeć. Hrabianka Sonia dorastała jako jedynaczka, w dobrobycie i spokoju, otoczona opieką i wielką atencją. Stąd nie dziwię się, że gdy po roku dołączył do nas mały, szaro-bury pręgusek, kotka była bardzo zdziwiona i zaniepokojona. Tym bardziej, że to małe „coś” ją goniło, zaczepiało, skakało na głowę, przeszkadzało w drzemce, no po prostu było NIEZNOŚNE.

Po latach koty dotarły się i żyły w zgodzie. Jednego Sonia nie mogła odżałować  – zawsze, gdy wyciągałam torbę i zaczynałam się pakować, była pierwsza i zawsze gotowa do podróży. Chyba najbardziej brakowało jej naszych wspólnych wyjazdów, które musiałam ograniczyć ze względu na kłopoty Kajtka podczas podróżowania. I właśnie podczas jednego z moich wyjazdów, we wrześniu 2009 roku, Sonia zachorowała… Zanim wróciłam Sonia odeszła – z nieznanych mi powodów (a wtedy nie wiedziałam, że można zrobić kotu sekcję zwłok) – za tęczowy most… Wiem, że miała wtedy najlepszą, bardzo troskliwą opiekę, za którą nieustannie dziękuję Tacie…